To nie jest
post z Rzymu, Paryża, Londynu czy Madrytu. Tym razem zdjęcia z polskiej wsi.
Takiej prawdziwej, gdzie hodują krowy, kury, a tematem rozmów są zbiory wiśni
czy zbliżające się żniwa. Mało ma to wspólnego z wielką modą, lecz panujące tam
warunki skłaniają do przemyśleń.
This isn’t a post from Rome, Paris, London or Madrid.
Today you’re seeing pictures of a Polish village, a real village where cows and
hens are raised and people speak of cherry yields and the upcoming harvest. This
may have little to do with art & style but the surroundings give us food
for thought.
Jeszcze nie
tak dawno nowoczesność w mieszkaniu jednoznaczna była z prostą formą,
minimalizmem i przestronnością. Zbędne (bo zaśmiecające przestrzeń) dodatki takie
jak serwetki robione na szydełku, rzeźbione fotele i piękne kredensy zostały
zastąpione pustką lub znacznie mniej rzucającymi się w oczy odpowiednikami.
Wszystko piękne, dobrze oświetlone, ale brak czegoś, co sprawia, że chciałabym
tam wracać, co przytrzymałoby mnie na dłużej… Może po części jest to związane z użytymi surowcami. Stal, szkło, skóra,
plastik są zimne w dotyku, choć mogą robić eleganckie wrażenie. Drewno i naturalne
materiały, wydają się jednak bardziej przyjazne. Odniosłam wrażenie, że człowiek
lubi otaczać się przedmiotami, które „psują” nieskazitelność modernistycznych
wnętrz. Wazon po prababci, kwiatki, magnesy na lodówce, biżuteria na specjalnym
stojaczku, skrzynki, pudełka… Może dlatego zaczęto łączyć starocia z tym, co
nowe. Wymaga to pewnego wyczucia, ale pozwala na większą swobodę w doborze
wyposażenia wnętrz. I tak w mieszkaniach pojawiają się dębowe stoły, które mają
swoją długą historię (na takim stoi teraz mój laptop), deski ze starych,
rozebranych stodół coraz liczniej z naszych wsi jadą np. do Francji i tam stają
się podłogą w domach i apartamentach, a przetwory z nakrętką „ubierane” są w kraciasty materiał, mimo że
jest on całkowicie zbędny.
Not so long ago interior modernity was
synonymous
with simple form minimalism and spaciousness. Superfluous (due to cluttering up space) additions
like crochet serviettes, carved armchairs and
beautiful sideboards have been replaced by emptiness or
something much less conspicuous. Everything is wonderful and well-lit but that certain
something that would make me want to go back or stay extensively is missing…
Maybe this is in part due to the raw
materials used. Steel, glass, leather and plastic are cold to the
touch, despite their elegant impression. Wood and natural materials seem
to be friendlier. I got the impression people like surrounding themselves with objects which „spoil” the impeccability of modern interiors: great-grandmother's
vase, flowers, refrigerator
magnets, jewellery stands, boxes... Perhaps
for that reason the old has begun to be combined with the new. This requires a
certain feel but affords us greater freedom In decorating our interiors. And so oak tables which have their long
histories (my laptop is sitting on one such table) appear in apartments, planks
from old dismantled Polish barns
are going to e.g. France in increasing numbers and becoming floors in houses,
apartments and sealed preserving jars are "dressed" in checkered
cloth, although it is completely unnecessary.
Skoro to
wszystko nie jest nam potrzebne do przetrwania, to czemu służy?
Odpowiedzi
pewnie może być wiele – większości raczej nie znam. W mojej rodzinie pełnią
m.in. funkcję „przypominajek” o różnych historiach, są pretekstem do (nierzadko
wielokrotnego) opowiadania ich. Jak choćby serweta – cała pokryta haftem, za
którą mój Prapradziadek Leon zapłacił puszką mięsną. Mój przodek chyba musiał
mieć korzenie włoskie, bo który żołnierz oddałby swoją rację żywieniową za
serwetę, nawet haftowaną jedwabnymi nićmi? Jednak mi starocia kojarzą się z: wolno upływającym czasem przy włóczce i
drutach, drylowaniem wiśni, babcinym obiadem, rozmowami z mlekiem i
ciasteczkami w tle, wiankiem z czosnku lub papryczek chili, wiszącymi w kuchni
… i zasłyszanym w Maroko: wy macie zegarki, my mamy czas.
If we do not need all this to
survive, then why do we use it? There are so many answers - I don’t
know most of them: ) In my family they serve as “reminders” of some stories, as
well as pretexts for telling them. Such as the tablecloth
- all covered with embroidery, for which my great-grandfather Leon paid
a can of meat. My ancestor must
have probably had Italian roots,
because what soldier would give his food
rations for a tablecloth, even one embroidered with silk strands? I associate
antiques with the slow passage of time knitting and sewing,
deseeding cherries, grandmother’s dinners, conversations over milk and cake
with a garland of garlic or chili pepper hanging in the kitchen… and the
words of wisdom I heard in Morocco: You have watches, we have time.
Tablecloth which cost the can of meat